środa, 30 maja 2012

Oddział stacjonarny...

Przepraszam, że tak długo nie pisałam, ale tak dużo się działo, że jakoś zapomniałam.
Dwa tygodnie przed rozprawą wpadłam w depresje, to u mnie częste, ale nie w takim nasileniu... Dzień w dzień się ciełam po rękach, piłam piwo, więcej paliłam niż do tych czas, a co gorsza brałam acodin prawie na porządku dziennym...

W dniu rozprawy dowiedziałam się, że moi rodzice dostali kuratora...wystraszyłam się... Na oddziale dziennym dostałam najmocniejszego psychotropa na uspokojenie jakiego mieli. Po powrocie do domu zmieszałam go z 14 tabletkami acodinu i mocno, bardzo mocno się pociełam...chciałam się zabić... Na szczęście się nie udało...

Następnego dnia prubowałam się znowu zabić... Wziełam 8 tabletek acodinu, bo tylko tyle mi zostało, wypiłam wino i się pocięłam... Trafiłam po tym na toksykologie do wtorku... Po tym wraz z panią Olgą i panią Zosią zdecydowałyśmy, że dobrze by było, żebym na 2 tygodnie trafiła na oddział stacjonarny w celu żucenia lekomani i cięcia się...

I tu jestem, i będe jeszcze trochę...ale jest okej :) Dzisiaj mam terapie z panią Olgą.

Pozdro,
Zyleciara

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz