poniedziałek, 12 listopada 2012

Uśmiech...

Od jakichś dwóch tygodni postanowiłam narzucić sobie pozytywne myślenie i uśmiech na twarzy, po to żeby się lepiej poczuć. Na początku ten sposób sprawdzał się znakomicie, ale z czasem przestał.

Przez ostatnie półtora tygodnia nie było mi smutno, nie byłam zdołowana ani nie chciało mi się płakać. Niestety w zeszły piątek coś we mnie pękło... Smutek znów dał się pokazać, nawet na oddziale. Tak źle się czułam, że musiałam porozmawiać z moją terapeutką. Mam teraz aż dwie terapie w tygodniu...

Dzisiaj było jeszcze gorzej, czułam się tak samo źle, ale nie udało mi się tego pokazać... Uśmiechałam się, śmiałam, a we mnie był smutek, żal i złość... W autobusie jak jechałam do szkoły nawet się rozpłakałam...

Cóż, są lepsze i gorsze dni...

Pozdro,
Zyleciara

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz