czwartek, 3 stycznia 2013

3 tygodnie

Jestem na oddziale stacjonarnym już 3 tygodnie. Czuje się lepiej, ale wciąż mam doły. Ludzie tutaj bardzo mi pomagają, niektóży wiedzą czemu tu jestem, a inni nie, ale itak jest wmiare ok. Jest tu pare 'znajomych twarzy'. Jedna osoba, którą znam z dziennego i dwie, które już siedziały ze mną na stacjonarce.
Jest z kim pogadać, nie czuje się taka samotna jak wcześniej. Na psychoterapi też poruszamy dość powarzne tematy, to dobrze, bo coś z nich wynosze.
Mam bardzo fajnego i 'lajtowego' lekarza. Wczoraj wyszedł ze mną i moją kolerzanką na spacer przed dzienny. Spotkałam ludzi za którymi tak bardzo tęskniłam, a zwłaszcza jedną osobe za którą kurewsko tęskniłam :) Było fajnie.
Dość często mam 'dziwny' chumor (głupawka, euforia), który u mnie też jest niekiedy obiawem doła, czy tak jest np. dzisiaj, tego nie wiem, ale zdarzało się że pod pokrywą dobrego chumoru miałam depresje, ale cuż u mnie to zawsze z nastrojem gura dół ;)

Pozdro,
Zyleciara

sobota, 22 grudnia 2012

Na oddziale stacjonarnym poraz trzeci

Tydzień temu trafiłam na oddział stacjonarny po raz trzeci. Tym razem nie dlatego, że sobie coś zrobiłam, tylko przez depresje. Byłam tak zdołowana, że bardziej to się juz chyba nie dalo. Cała sie trzęsłam i ciagnełam się  za grzywke. Musiał to być bardzo przykry widok. Poprosiłam moją psychiatre, żeby mnie dała na stacjonarke, bo się  boje, że sobie coś zrobie.
Już  o 16:10 byłam na stacjonarce.

Pozdro,
Zyleciara

czwartek, 6 grudnia 2012

Bezsenność...

Od dwuch dni nie mogę do puźna zasnąć (do około 23), a jak już zasne to dręczą mnie koszmaryprzez co budzę się około 01:00. W związku z moją bezsennością poszłam do lekarki na oddziale. Dała mi jakiś nowy lek. Czy po nim będę dobrze spać? Zobaczymy.

Jeżeli chodzi o terapie to powoli idę do celu. W dalszym ciągu są one dla mnie trudne, i po nich dostaje 'obiaw po terapiowy' w postaci trzęsienia. Musi minąć godzina do trzech żebym przestała się trząść. Ale tak czy tak terapia 'idzie do przodu' :)

Jest ciężko, ale musze sobie poradzić...

Pozdro,
Zyleciara

środa, 5 grudnia 2012

Staram się żyć...

Staram się żyć,choć jest to dla mnie ostatnio bardzo trudne. Pomimo to, że zerwałam z acodinem i innymi substancjami psychoaktywnymi trudno mi jest się powstrzymać przed myślą, że może byłoby mi w życiu łatwiej gdybym ćpała...

Terapia mi pomaga, ale nie w tym żeby życie nie bolało. W tym bardziej pomaga mi osoba z którą się poznałam mailowo. Ta osoba przeszła mniej więcej to co ja, tyle że w jej wypadku było to jakieś 40 lat temu. Ona sobie z tym w dużej mierze poradziła i teraz pomaga mi sobie poradzić.

Ostatnio nie jest łatwo...ale żyć trzeba, to taki nieprzyjemny wymóg istnienia...

Pozdro,
Zyleciara

czwartek, 29 listopada 2012

To jest po prostu dla mnie...trudne...

Ostatnio trudno mi jest na terapi indywidualnej i grupowej, bo są poruszane trudne dla mnie tematy. Ale z drugiej strony taką mam wizje, że im bardziej się wygadam tym się lepiej (a przynajmniej na dłuższą mete) czuje.

Dzień w którym mam terapie zwykle wygląda tak:
1. Rano jestem lekko zdołowana-smutna.
2. Poprawia mi się trochę chumor będąc na oddziale.
3. Mam terapie-czuje się dużo gożej.
4. Po terapi dużo myśle-moje samopoczucie się pogarsza.
5. W domu sobie trochę popłacze-czuje się lepiej (ale w rzadnym wypadku dobrze).
6. Idę spać-w zalerzności od dnia:
   a) gożej się czuje (mam koszmary)
   b) lepiej się czuje (nie mam koszmarów)
Najczęściej występuje u mnie opcja a) niestety..

Cuż, życie życie...

Pozdro,
Zyleciara 

środa, 21 listopada 2012

'Dołoterapia'...

Dzisiejsza terapia mnie zdołowała, bo rozmawialiśmy o trudnych dla mnie sprawach. W pewnym momeńcie się nawet 'wyłączyłam' do tego stopnia, że moja terapełtka pare razy musiała powtużyć, że już koniec terapii zanim się zoriętowałam, że wogule coś do mnie mówi. Przez chwilę jeszcze siedziałam w bezruchu aż wreszcie padło pytanie, czy trudno mi jest wstać, czy coś w tym stylu, zerwałam się z krzesła i szybko powiedziałam, że wszystko w porządku, co nie było prawdą, i że już wstałam.

Zanim się otrząsnełam po terapii musiała minąć ponad godzina, w takim byłam szoku.

Bardzo się boje, że na piątkowej terapii będzie jeszcze gorzej... Ale cóż, niekture sprawy trzeba przegadać żeby na dłuższą mete było lepiej...

Pozdro,
Zyeciara

poniedziałek, 12 listopada 2012

Uśmiech...

Od jakichś dwóch tygodni postanowiłam narzucić sobie pozytywne myślenie i uśmiech na twarzy, po to żeby się lepiej poczuć. Na początku ten sposób sprawdzał się znakomicie, ale z czasem przestał.

Przez ostatnie półtora tygodnia nie było mi smutno, nie byłam zdołowana ani nie chciało mi się płakać. Niestety w zeszły piątek coś we mnie pękło... Smutek znów dał się pokazać, nawet na oddziale. Tak źle się czułam, że musiałam porozmawiać z moją terapeutką. Mam teraz aż dwie terapie w tygodniu...

Dzisiaj było jeszcze gorzej, czułam się tak samo źle, ale nie udało mi się tego pokazać... Uśmiechałam się, śmiałam, a we mnie był smutek, żal i złość... W autobusie jak jechałam do szkoły nawet się rozpłakałam...

Cóż, są lepsze i gorsze dni...

Pozdro,
Zyleciara